CZAS  

Cichy. Stale wśród nas. Nie zwalnia. Nie przyśpiesza.
Do tego, chce czy nie chce, we wszystko się miesza.
Raz jest go nazbyt mało, wszelkie plany burzy.
Raz zaś nazbyt wiele, tak dłuży się aż nuży.

Zawsze - stoję, biegnę, czy drobię krok po kroku -
Ze mną, przy mnie, tuż obok, ale nigdy z boku.
Choć z niego żaden strażnik, to ciągle na straży,
Obecny w codzienności i kiedy się marzy.

Choćbym chciał obejść go z tej, czy też tamtej strony,
Szans nie mam, nie znajduję sposobu obrony.
Skryłem się; przebiegnie i nie zauważy?
Słyszę śmiech: „Mnie coś umknie? To się nie wydarzy!”

Zmęczył mnie solidnie. Padłem na posłanie.
Niech robi to, co zechce. Ja mam chęć na spanie.
Budzę się pełen werwy. Zajadam śniadanie.
Nie ma go, ale fajnie! Wtem słyszę tykanie…

Zegar wprost przypomina, kalendarz dowodzi:
Śpię, pracuję, lenię się, on bez przerwy chodzi.
Muszę zmienić zasady. Może się obruszy,
Lecz poproszę: Wytłumacz jak mam pomóc duszy?

Jak swój rytm dopasować, jak dać sobie szansę,
By był mym przewodnikiem, przestał być niuansem?
Pytam, teraz już pewien tego jak jest ważny:
Powiedz mi o co chodzi, bądź ze mną poważny!

„Jestem tą samą miarą, co Twoje sumienie,
Razem wszystko mierzymy i tego nie zmienię.
Jestem, jak zresztą wszystko, Łaską Jego dany:
Pozwalam, bym przez Ciebie był wykorzystany”.

Michał Jakaczyński

 do góry